Chip Espinoza – specjalista od zarządzania, światowej sławy badacz pokolenia milenialsów. W Warszawie jest przy okazji organizowanej przez Singularity University konferencji „Masters and Robots”.
Ciągle słyszymy, że milenialsi to, milenialsi tamto… Co ich – nas – wyróżnia?
Demograficznie to grupa ludzi urodzonych między 1987 a 2000 rokiem. Socjologicznie – są wyjątkowym zjawiskiem.
Milenialsi różnią się od innych grup społecznych sposobem postrzegania świata. Mają wysokie kompetencje technologiczne, które wpływają na sposób i efektywność komunikacji. Ma to bardzo daleko idące konsekwencje.
Czym objawia się to w praktyce?
Stosunkiem do poprzednich pokoleń, do osób znajdujących się na wyższych szczeblach hierarchii społecznej. Milenialsi to pierwsza generacja, która nie widzi siebie w kategoriach podporządkowania, a starszych traktuje jako partnerów, nie uznaje ich za źródło wiedzy o świecie, bo tę zdobywa samodzielnie.
To sprawia, że milenialsi są postrzegani jako mało zainteresowani, pełni pychy, krnąbrni, mający się za mądrzejszych od starszych, bardziej doświadczonych współpracowników oraz zwierzchników. A to nie tak. Badania pokazują, że milenials spędzi olbrzymią ilość czasu, próbując dotrzeć do informacji, zanim zwróci się do swojego pracodawcy lub przełożonego. I to wtedy dochodzi do zwarcia.
Dla poprzedniego pokolenia zupełnie naturalna była sytuacja, kiedy ktoś wyznaczał zadanie, nie udzielał żadnych rad i miał prawo oczekiwać, że sprawa zostanie załatwiona, a problem rozwiązany. Podobnie próbowano postępować z milenialsami, ale szybko się okazało, że to niemożliwe, bo oni oczekują szczegółów. I to wielu szczegółów. Nie dlatego, że są mniej pomysłowi albo nieszczególnie rozgarnięci, ale dlatego, że chcą zrobić dokładnie to, czego się od nich oczekuje.
To widać już na poziomie uniwersytetu. Od lat wykładam i w pewnym momencie zauważyłem, że moi studenci się zmienili. Gdy rozdawałem sylabus na zajęciach w latach 90., miałem pewność, że studenci wsuną go do kieszeni, wyjdą z sali i nigdy więcej nawet o nim nie pomyślą. Na początku nowego stulecia to się zmieniło. Milenialsi analizowali ten sam sylabus linijka po linijce i zadawali dziesiątki pytań, na przykład: „Ile zajęć mogę opuścić, aby wciąż mieć szansę na piątkę?”.
Moi koledzy byli tym zażenowani i poirytowani, mieli wrażenie, że tego rodzaju targi i negocjacje świadczą o braku szacunku, zarzucali studentom próbę podważenia ich wiedzy i kompetencji.
Brak szacunku to mało powiedziane. Milenialsów nazywa się również pokoleniem narcyzów.
Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że milenialsi są narcystyczni. Większość z nich gdy podejmuje pracę, oczekuje od współpracowników oraz zwierzchników wsparcia i pomocy. Są nastawieni na przyjazne i partnerskie relacje. Kiedy uwierzą, że ich zwierzchnicy odpowiadają tym samym, że są pomocni i chcą się dzielić wiedzą, zaczynają wnikliwie analizować każdą krytyczną uwagę i wyciągać wnioski.
To dla nich ważne, bo oni naprawdę wierzą, że są w stanie wykonać podwójną pracę w czasie o połowę krótszym od tego, którego potrzebowały na to samo zadanie poprzednie pokolenia.
Milenialsi charakteryzują się wysokim poziomem samoświadomości. Kiedyś zapytałem młodych specjalistów o słabe strony ich pokolenia i odpowiedzi nie wskazują na narcyzm. Oni są świadomi, że są niecierpliwi, chcą jak najszybciej wykonać zadania, osiągnąć cele, i rozumieją, że z tego powodu mogą być postrzegani jako ludzie skupieni tylko na sobie. I oczywiście są zmęczeni słuchaniem samych negatywnych opinii na swój temat.
Co mogą zrobić, by osłabiać te stereotypy?
Wyraźnie okazywać to, że doceniają pracę włożoną w ich rozwój przez współpracowników i zwierzchników. Bardzo łatwo jest przyzwyczaić się do tego, że ktoś jest i jest zawsze gotów nam pomóc, więc z czasem dochodzi do tego, że nawet jeśli nam bardzo pomaga, to już nie zwracamy na to uwagi. A przedstawiciele starszych pokoleń potrzebują informacji zwrotnej, to dla nich kulturowo ważne.
Ten konflikt da się rozwiązać, bo menedżerowie doceniają w milenialsach to, że są otwarci i zawsze wnoszą do pracy coś nowego, ten słynny świeży punkt widzenia, którego każda firma dziś tak potrzebuje. Coraz częściej kierownicy zdają sobie też sprawę z tego, że ich młodsi podwładni mają wysokie kwalifikacje, dużą wiedzę i że są otwarci na zmiany.
Więc tym ważniejsze okazuje się, żeby w komunikacji niwelować to, co irytuje: niecierpliwość, chęć osiągnięcia zamierzonego celu w jak najkrótszym czasie oraz skłonność do przedkładania własnych planów i pomysłów nad zadania, które zleca im firma.
Według statystyk przedstawiciele poprzednich generacji pracowali w jednym miejscu co najmniej pięć lat. Milenialsi – zaledwie 2,5 roku.
Często słyszę to pytanie. Ale zanim zapytamy o spadek lojalności pracownika wobec pracodawcy, należałoby zastanowić się nad tym, czy pracodawca też jest względem swoich pracowników równie lojalny, jak był kilkanaście lat temu. Nie sądzę.
Milenialsi rzeczywiście są niecierpliwi, ale dlatego, że mają wysokie wymagania nie tylko wobec innych. Również wobec siebie. Więc jeżeli poczują, że nie są w stanie w danym miejscu osiągnąć tego, co sobie założyli, odejdą. Często za wcześnie, za szybko, ale wychowywali się przecież w świecie, który również jest dużo szybszy od tego, w którym żyły poprzednie generacje.
I nie są wcale nieracjonalni. Według statystyk milenialsi podejmujący pracę przed 2008 r. zostawali w niej naprawdę bardzo krótko, często tylko pół roku, zanim zmienili firmę na inną. Po 2008 r., gdy sytuacja ekonomiczna się zmieniła i trudniej było dostać ciekawe zadanie w innym miejscu, staż pracy w jednym miejscu znacznie się wydłużył
Uważa pan, że pokolenia baby boomers [urodzeni w latach 1946-64] i milenialsów po prostu inaczej pracują, dlatego nie mogą się porozumieć?
Tak. Milenialsi są pierwszym pokoleniem, któremu nie przeszkadza, że oczekuje się od niego pracy i dostępności w czasie wolnym. Jednocześnie jednak uważają, że w czasie pracy mogą się zajmować swoim życiem prywatnym. Dla pokolenia baby boomers to absurdalne, ponieważ jest przyzwyczajone, że praca wiąże się ze spędzeniem określonego czasu w firmie. Nie rozumieją młodszych koleżanek i kolegów, którzy liczby godzin spędzonych dziennie za biurkiem nie uważają za miarę produktywności, bo są w stanie pracować z każdego miejsca na świecie, także z domu.
Wraz z upływem czasu ten konflikt będzie się nasilał.
Już wkrótce wiele organizacji będzie musiało zastąpić 40-60 proc. pracowników nowymi, więc umiejętność współpracy i zarządzania jeszcze nigdy nie była tak ważna.
Firmy, które chcą mieć możliwość zdobywania nowych talentów, by utrzymać przy sobie klientów, muszą już dziś poważnie przyłożyć się do tego, by ich organizacja była gotowa do pracy z milenialsami.